wtorek, 26 maja 2015

Dieta 7-dniowa - rezultat

Sałatka warzywna z grillowanym łososiem  - kolacja z dnia 2.
Stoję dziś rano na wadzę i widzę 1,5 kg mniej niż tydzień temu :) Nie wiem czy faktycznie ubyło mi tłuszczyku czy to naturalne wahania wagi, ale taki widok bardzo podnosi na duchu.

Po tym tygodniu stwierdzamy, że nie nazwałabym tej diety odchudzającą ale raczej dietą zrównoważonego żywienia. Przez tydzień zjadłam naprawdę ważne dla naszego organizmu produkty, o których często zapominam, takie jak: orzechy, kasza i w dużej ilości warzywa i owoce.

W tabeli przedstawiłam cały jadłospis. Na czerwono zaznaczyłam to z czego zrezygnowała bo uznałam, że 5 posiłków to stanowczo za dużo oraz dlatego, że nie ukrywam, przygotowanie tych wszystkich posiłków jest czasochłonne.
DZIEŃ
ŚNIADANIE
II ŚNIADANIE
OBIAD
PODWIECZOREK
KOLACJA
1
Omlet z owocami
Kanapka z pastą z ciecierzycy
Pierś z indyka na sałatce ze szpinaku
Koktajl malinowy z otrębami
Curry warzywne
2
Owsianka z bananem i suszoną żurawiną
Twarożek z ogórkiem i koperkiem
Ratatouille
Deser jogurtowo-jabłkowy
Sałatka warzywna z grillowanym łososiem
3
Kanapki z pastą rybno-twarogową
Jogurt naturalny z owocami świeżymi i suszonymi
Zapiekanka z kaszy gryczanej i warzyw
Sałatka owocowa z granatem i miodem
Sałatka z pieczonym kurczakiem
4
Owsianka z otrębami pszennymi i musem truskawkowym
Twarożek z suszonymi pomidorami, rukolą i sezamem
Morszczuk zapiekany z selerem naciowym i koperkiem
Sałatka owocowo-warzywna
Faszerowana cukinia
5
Kanapki z pikantną pastą z fasoli
Jogurt z muesli i owocami
Duszona wołowina z pieczarkami
Sałatka owocowa z orzechami włoskimi i jogurtem naturalnym
Sałatka z jajek, brokułów i kukurydzy
6
Pudding z kaszy jaglanej z owocami
Pumpernikiel z awokado
Papryka faszerowana mięsem z indyka i kaszą gryczaną
Surówka selerowo-jabłkowa
Potrawka z czerwoną fasolą i pomidorami
7
Pieczywo z jajkami na twardo z farszem wiosennym
Kanapka z twarożkiem z suszonymi pomidorami, rukolą i sezamem
Pieczony łosoś cytrusowy

Koktajl egzotyczny z migdałami
Szaszłyki warzywne

Starałam się jeść co 4 godziny oraz zachować przy tym zasadę: kolacja najpóźniej 2 godziny przed snem i przynajmniej 12 godzin przed śniadanie. Zatem śniadanie było o 9:00, obiad o 13:00, podwieczorek 17:00 a kolacja o 20:00. I przyznaję dwa razy nie udało mi się zachować tych godzin - przez pracę i inne obowiązki.

Dla mnie plusami tej diety są:
  • bardzo urozmaicony jadłospis, we wszystko co organizmowi jest naprawdę potrzebne,
  • śniadania na słodko z owocami,
  • dużo fajnych koktajli, które naprawdę zapychają i są alternatywą dla pieczywa,
  • w fajny sposób łączone produkty,
  • 80% dań naprawdę pycha.
Natomiast minusy to:
  • czasochłonne przygotowane dań - codziennie 4-5 nowych dań (ja jestem zwolennikiem gotowania na dwa dni, wtedy oszczędzam czas i energię),
  • za duże porcję,
  • trzeba poukładać sobie kolejne dni tak, żeby półprodukty się nie psuły (ja dania z łososiem jadłam w środę i piątek a nie tak jak wychodziło z harmonogramu w środę i poniedziałek),
  • niektóre dania trzeba doprawić ziołami po swojemu bo w ogóle nie mają smaku.
Poniżej moje kulinarne dzieła:
Pudding z kaszy jaglanej z owocami - śniadanie z dnia 6 (nie miała jagód, więc dałam truskawki zmiksowane z bananem).
Po lewej: Kanapki z pastą rybno-twarogową - śniadanie z dnia 3. Po prawej: pieczywo z jajkami na twardo z farszem wiosennym - śniadanie z dnia 7.
Po lewej: Duszona wołowina z pieczarkami - obiad z dnia 5. To danie nie przypadło mi do gustu. Po prawej: Ratatouille - obiad z dnia 2. To danie na pewno będę jeszcze robić.
Po lewej: Pieczony łosoś cytrusowy - obiad z dnia 7. Mam wrażenie, że łosoś zawsze dobrze smakuje :) Po prawej: Pierś z indyka na sałatce se szpinaku - obiad z dnia 1. Do tego dania zrobić odrobinę więcej sosu i jak dla mnie obok cytrusowego łososia numer 1 tego jadłospisu. 
Po lewej: Sałatka z jajek, brokułów i kukurydzy - kolacja z dnia 5. Po prawej: Szaszłyki warzywne - kolacja z dnia 7. Dla mnie najfajniejsze przepisy na lekką kolację. 

A na zakończenie tej "odchudzającej diety" anegdota:
Para studentów postanowiła się odchudzać. Chłopak przygotował na kolację sałatkę z kurczaka, bardzo dietetyczną, jedna niczym ja nie doprawił bo jak wiadomo sól szkodzi (a sól jest wszędzie). Dziewczyna niedługo potem przyszła i zaczęli jeść tą sałatkę. W smaku była ohydna jednak DIETETYCZNA. Poskubali trochę i poszli głodni spać. Jak się dowiedziałam konkluzja tej historii jest taka, że jeśli chcesz schudnąć musisz gotować mało smaczne jedzenie wtedy zjesz mniej :)

poniedziałek, 25 maja 2015

Ekolodzy - stwory, których nikt nie widział ale wszyscy o nich słyszeli

Ekolog jest niczym Yeti, nikt go nie widział ale prawdopodobnie istnieje bo widziano jego ślady.
Kto to właściwie jest ekolog? Może urzędnik piastujący jakieś stanowisko związane z ochroną przyrody, ochroną środowiska? A może to jest leśnik, strażnik parku albo naukowiec? A jeszcze są przecież ekologiczne organizację, może tam kryją się tajemniczy ekolodzy? Ok..., nie wiemy kim są ale może wiemy czym się zajmują? Wpisałam w wyszukiwarkę Google frazie "ekolodzy protestują" i oto tytuły artykułów z pierwszej strony (niestety prawie nigdzie nie jest napisane kim są Ci ekolodzy):
  • "Węzeł Wołomin: Ekolodzy protestują" - artykuł z Wieści Warszawskich,  
  • "Warszawa dusi się od smogu. Ekolodzy protestują" - artykuł pochodzi z portalu onet.pl - i tu ekologami nazwano działaczy Greenpeace,
  • "Dolina Prądnika jest dewastowana. Ekolodzy protestują" - artykuł pochodzi z portalu radiokrakow.pl - tu jestem zaskoczona bo spór toczy się między dwoma obozami: ekolodzy kontra Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska - organ odpowiadający za ochronę przyrody w Małopolsce - to nie oni mieli być ekologami?,
  • "Ekolodzy protestują przeciwko transportowi konnemu na Morskie Oko. Chcą zablokować przejazdy" - artykuł pochodzi z portalu wp.pl,
  • "Ekolodzy protestują przeciw budowie spalarni śmieci" - artykuł pochodzi z portalu dziennikpolski24.pl,
  • "Ekolodzy protestują przeciwko ścinaniu zainfekowanych oliwek" - artykuł pochodzi z portalu ogrodinfo.pl.
Oczywiście, że są artykułu gdzie ekologami są członkowie z konkretnej, podanej z nawy organizacji, ale jest ich tak niewiele, że teraz ciężko sobie przypomnieć. Pamięta się tylko, że ekolodzy protestują, a kto konkretnie to już nie ważne. Prawdopodobnie trzeba winić za to media, które wykreowały takiego a nie innego ekologa. 

Jakiś czas temu pracowałam w organizacji pozarządowej, która zajmował się właśnie ekologią. Śmieszne było to, że połowa ludzi pracujących tam miała zupełnie gdzieś dbanie o przyrodę i inne takie tam ekologiczne rzeczy, ale dziś nie o tym. Pewnego dnia przyszły do nas dwie starsze kobiety z prośbą o pomoc. Chodziło o poradę co mogą jeszcze zrobić, żeby inwestor nie zabrał im jedynego skrawka zieleni wokół bloku, jaki mają. Opowiedziały nam co już do tej pory zrobiły i byliśmy pod wrażeniem co dwie starsze Panie, które miały tylko podstawową wiedzę "ekologiczną" mogą zrobić dla kawała zielonej trawy i kilku drzew. Wtedy zobaczyłam ekologów - te Pani wraz z osobami znającymi się na przyrodzie i prawie obwąchujący w naszym kraju, stworzyli super grupę prawdziwych, realnych ekologów.

Czasem wydaje mi się, że słowem "ekolog" można przykryć jakieś czarne interesy lub odwrócić czyjąś uwagę albo po prostu zrzucić winę na takiego mało określonego "ktosia", który i tak już ma szarganą opinię.

sobota, 23 maja 2015

Z cyklu fajne miejsca w okolicach Krakowa - Dolina Mnikowska


Dolina Mnikowska usytuowana jest w zrębie tektonicznym Garbu Tenczyńskiego i jest rezerwatem przyrody. Przepiękne miejsce, które, tak naprawdę nie jest rozreklamowane, zachęca do odwiedzin. Dużo zieleni, pięknie śpiewające ptaki i mnóstwo miejsca na piknik. Wąwóz nie jest bardzo długi, a droga w nim jest dostosowana do wózków i rowerów także, każdy się tam może wybrać. Nie ma co tu więcej pisać trzeba pojechać i zobaczyć :)

Tu mapka jak trafić.
Gdzieś w połowie wąwozu na skale namalowany jest obraz Matki Boskiej.
Potoczek, zieleń, słońce - wszystko co potrzeba do odpoczynku. 
Nic dodać, nic ująć.

poniedziałek, 18 maja 2015

Dieta odchudzająca - czy to jest skuteczne?

Nigdy nie stosowałam żadnej diety, jednak teraz postanowiłam spróbować. Dlaczego? Bo mam ku temu sprzyjające warunki, przez tydzień będę sama w mieszkaniu bez dobrych duszków, które ciągle mnie kuszą jakimiś przysmakami (lody, ciasteczka, piwno, romantyczne kolacje w McDonald). Wydaje mi się kłopotliwe prowadzić dietę gdy gotuje się dla dwóch lub nawet 3 osób, które jedzą to co zwykle jadasz. A tak będę gotować tylko dla siebie i to co jest zalecane. Fajnie by było gdybym schudła 2-3 kilo, jednak bardziej interesuje mnie to czy takie diety w ogóle działają i czy nie jest to tylko chwilowa utrata wody. 

Poszperałam po internecie i znalazłam w miarę sensowną dietę Ewy Chodakowskiej (ach... co reklama robi z człowiekiem :)).

Plan jest taki - od jutra przez 7 dni będę stosować wspomnianą dietę oraz codziennie będę wykonywać jakąś aktywność fizyczną - 4 razy 45 minutowe ćwiczenia i 3 razy 30 minutowy spacer bądź rower. 

O efektach za tydzień :)

PS. Poniżej jadłospis do diety.




niedziela, 3 maja 2015

Moje Camino de Santiago - wspomnienia po roku

Równo rok temu o tej porze wsiadaliśmy do samolotu lecącego do Hiszpania by zmierzyć się z Drogą Św. Jakuba. Dzisiaj zupełnie inaczej do tego podchodzę niż w dniu wyjazdu lub nawet w dniu powrotu do domu. Podejrzewam, że im więcej czasu będzie mijać tym więcej innych rzeczy będę dostrzegać. Na początku miała być to tylko fajna przygoda, a teraz okazuje się, że była to też w pewnym sensie mentalna podróż. Długo nie pisałam bo przygotowywałam krótkie sprawozdanie. Ciężko miesięczną podróż, i to taką podróż, zawrzeć w kilku słowach, więc trochę mi to zajęło.

Zacznę do tego, że pierwszy raz o Camino de Santiago usłyszałam w połowie stycznia 2014 roku, czyli niecałe 4 miesiące przed wyjazdem. Jakoś tak się stało, że potrafiliśmy się zorganizować i 3 maja 2014 r siedzieliśmy w samolocie do Barcelony. Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że moim natchnieniem był film (Droga życia) a utwierdzeniem w przekonaniu, że chcę to zrobić była książka (Pielgrzym).

Camino de Santiago (Droga Św. Jakuba) jest to szlak pielgrzymkowy do katedry w Santiago de Compostela w Galicji, w północno-zachodniej Hiszpanii. Szlaków jest mnóstwo, my wybraliśmy Camino Francés, czyli droga z francuskiej miejscowości Saint-Jean-Pied-de-Port (ok 770 km). Hiszpania jest dość specyficznym krajem (niestety przekonałam się o tym jeszcze kilka razy podczas 28 dniowego marszu), dlatego naszą drogę mogliśmy zacząć dopiero z miejscowości Pampeluna/Iruña (ok 720 do celu).

Pierwsze kilka kroków w miejscowości Pampeluna kierowaliśmy na oślep. Jest to duże miasto, więc nie wiedzieliśmy jak trafić na szlak. Ta droga ma w sobie coś magicznego i w pewnym momencie pod naszymi stopami ukazało się to:
Muszla - symbol Św. Jakuba i znak rozpoznawczy na drodze
Camino de Santiago.
Na tej drodze człowiek nie jest w stanie się zgubić, po pierwsze szlak jest doskonale oznakowany (poniżej przykłady), a po drugie idzie tak dużo ludzi, że oni sami wyznaczają kierunek.
Większe miasta na posadzkach miały kafelki z oznaczeniem drogi.
Można było spotkać znaki drogowe oraz drogowskazy informujące ile jeszcze trzeba iść.
Najczęściej spotykanymi drogowskazami była żółta muszelka na niebieskim tle i żółta strzałka.














Jak zaczęliśmy, tak skończyliśmy - zdjęcie z muszelką przy katedrze w Santiago de Compostela.
Uwierzcie mi, że 28 dni marszu dzień w dzień bardzo szybko minęło, choć nie powiem, było ciężko. Stopy, kręgosłup i łopatki czasem bardzo doskwierały. Mieliśmy też kryzysowe dni, kiedy chcieliśmy wracać do domu, zwłaszcza wtedy gdy już kilka dni lało nam na głowę i bardzo marzliśmy od zimnego wiatru. Niby Hiszpania i maj a było czasem zimnej niż w Polsce o tej porze.

Camino Francés mogę podzielić na 3 części. Pierwsza część drogi to pola uprawne i niekończący się horyzont:
Jedne z moich ulubionych widoków - wtedy było ciepło.

Piękne zielone pola, które w sierpniu robią się złote.
Potem zaczęliśmy wspinać się na góry Leon gdzie pogoda nas nie rozpieszczała, jednak udało się zrobić kilka fajnych zdjęć:

Zdjęcia zrobione w miejscowości O Cerbeido położonej na 1330 m n.p.m.
 Ostatnia część trasy to Galicja, która przywitała nas bujną, soczystą zielenią z dużą ilością mchu i wilgoci.
Po roślinności widać, że to wcale nie upalna Hiszpania.
Oprócz wspomnień z samej drogi są jeszcze fajne wspomnienia z miejsc, gdzie spaliśmy. Schroniska dla pielgrzymów nazywają się Albergue, prowadzone są przez prywatne osoby lub księży i zakonników, albo przez wolontariuszy, którzy się co jakiś czas zmieniają lub są schroniska państwowe (w prowincji Galicja są tylko państwowe).
Mieliśmy plan spać w namiocie jednak po tym jak w nocy chwycił przymrozek (biały kolor na namiocie) zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i spaliśmy już tylko w Albergue.
Albergue w miejscowości Granon prowadzone jest przez wolontariuszy.  Nie było dla nas miejsca, więc spaliśmy na korytarzu na kanapach (zdjęcie po prawej). To było jedno z kilku miejsc, gdzie nie było wyznaczonej kwoty za nocleg z obiadokolacją i śniadaniem, płaciło się donativo, czyli "co łaska" do wielkiej skrzyni. Jedno z fajniejszych miejsc.

Kolejne Albergue prowadzone również przez wolontariuszy - dwóch bardzo sympatycznych, starszych Niemców. Nocleg, obiadokolacja i śniadanie donativo. Wszystkie pomieszczenie na piętrze wyglądały tak jak ten na zdjęciu po prawej. Bardzo fajne i klimatyczne miejsce (miejscowość Tosantos).
Jedno z Albergue w miejscowości Ages jest prywatne, prowadzi go starsza kobieta i również donativo. Zdjęcie po lewej pokazuje pomieszczenie gdzie można się przespać. Dom przystrojony  ziołami i naczyniami z inne epoki, naprawdę można tu odpocząć. 
Po lewej stronie zdjęcie z państwowego Albergue w miejscowości Burgos, koszt samego noclegu to 5 EUR, takie Albergue były na całym szlaku w Galicji. Najmniej się nam podobały bo czasem na sali spało nawet 50 osób. Po prawej zdjęcia z Albergue z Sahagun prowadzone przez zakonników w starym, nieużywanym kościele. Koszt noclegu to 7 EUR.
Szlakiem Św. Jakuba rok rocznie już od kilkuset lat podążają setki pielgrzymów z bardzo różnego powodu oraz z różnych krajów, dlatego na trasie Camino Francés można spotkać kilka pomników:
Dwa pomniki, które najbardziej mi się podobały.
Pisząc, że Hiszpania jest nietypowym krajem miałam na myśli kilka niedogodności, które trochę uprzykrzyły nam drogę. Po pierwsze w niedzielę nic nie byliśmy w stanie załatwić, np. przejechać 75 km z Pampeluna/Iruña do Saint-Jean-Pied-de-Port, by przejść całą trasę od początku do końca. Hiszpanie w niedzielę nie pracują. Po drugie: w bardzo małych miejscowościach na szlaku nie było sklepu, więc jak wcześnie się o tym nie dowiedzieliśmy mieliśmy problem z obiadem. Po trzecie: bardzo często zdarzyło się, że tubylcy nie potrafili mówić po angielsku i ciężko było uzyskać informację, nawet te podstawowe. Niemniej na tej trasie spotkało nas też kilka miłych zupełnie nieoczekiwanych niespodzianek.

Po lewej: fontanna - całkiem dobrego, czerwonego, wytrawnego wina - za darmo w miejscowości Estella :) Po prawej: facet w zielonym swetrze to David ze swoim straganem dla pielgrzymów. Niesamowity człowiek, który swoje życie poświęcił by choć trochę umilić drogę strudzonym pielgrzymom, przygotowując dla nich ciepły posiłek, soki, owoce, słodycze - to wszystko praktycznie za darmo, płacisz ile możesz. David potrafił kilka słów po polsku ale bardzo dobrze mówił po angielsku, więc można było spokojnie z nim porozmawiać. Dla każdego jest życzliwy i uśmiechnięty. Mieszka w czymś rodzaju lepianki z własnym generatorem prądu bo na pielgrzymach niewiele zarobi.

W sobotę 31 maja ukończyliśmy naszą podróż pod katedrą w Santiago de Compostela.
Po lewej stronie katedra. Po prawej błogosławieństwo pielgrzymów podczas mszy wielkim kadzidłem. By je rozhuśtać trzeba 6 facetów.
O Camino de Santiago można by jeszcze długo opowiadać jednak i tak wszystkiego się nie da powiedzieć. Nie wiem czy ktoś wierzył nam gdy wyruszaliśmy, że dojdziemy do końca, jednak my wierzyliśmy i się udało. Dla mnie ta droga była nie tylko fajną przygodą ale też zmierzeniem się ze sobą. Dochodzę do wniosku, że człowiek jest silniejszy niż mu się wydaje i naprawdę dużo może gdy tylko naprawdę tego chce :)

czwartek, 9 kwietnia 2015

5 filmów z cyklu "poszedł i siedział sam"

Wczoraj już miałam dość, przez ostatni czas oglądaliśmy tylko filmy z cyklu "poszedł i siedział sam". Ileż można... zwłaszcza, że filmy te są trochę dołujące. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre są całkiem niezłe, jednak nie w takim natężeniu. Ja mam swoje TOP 5 z kategorii "poszedł i siedział sam":

Into the Wild - Wszystko za życie - poszedł i siedział sam, oj siedział sam i w pewnym momencie tego żałował. Film jest trochę dołujący, ale bardzo ciekawy, więc uważam, że każdy powinien go zobaczyć. Opowiada o młodym chłopaku, który szukał swojego miejsca na ziemi. Dociera na Alaskę, gdzie wydaje mu się, że w końcu znalazł się w odpowiednim miejscu. Co było dalej, zobaczcie sami.

Cast Away - poza światem - raczej popłynął a nie poszedł ale i tak siedział sam bo na bezludnej wyspie. Film fajny ale 10 na 10 bym mu nie dała. Momentami nudnawy a momentami śmieszny. Film przedstawia historię faceta, który w wyniku katastrofy lotniczej ląduje na małej, bezludnej wyspy z daleka od wszystkiego. Nie chciał siedzieć sam, ale tak wyszło.Warto zobaczyć.

Track: wędrująca z wielbłądem - poszła i w sumie nie siedziała sama bo z wielbłądami, ale uważam, że można ten film pod moją kategorię "poszedł i siedział sam" podpiąć. Zupełnie mi się nie podobał. Jest to historia na faktach, jednak oglądałam bez większych emocji. Dziewczyna uparła się, że przejdzie Australię pieszo tylko z wielbłądami i psem. Ja drugi raz na pewno go nie zobaczę.

127 godzin - poszedł owszem i do pewnego momentu chciał siedzieć sam, ale później.... już nie. Samotność była zapłata za jego głupotę, a o skutkach jego samotności nie będę mówić, zobaczcie film. Film opowiada o młodym alpiniście, który rusza samotnie w góry, zawsze tak robił, nigdy nikomu się nie zwierzał, ale niestety tym razem został uwięziony w szczelinie i mógł liczyć tylko na siebie.

Białe szaleństwo - poszedł a raczej pojechał i chciał siedzieć sam bo zwariował. Filmu nigdy w całości nie oglądałam, ale pasuje do mojej listy. Komentarz będzie jak zobaczę od początku do końca a nie urywkami.

Miłego oglądania :)


sobota, 4 kwietnia 2015

Białe święta

Nie, nie będę pisać o Bożym Narodzeniu tylko o Wielkanocy. Nie wiem czy cała Polska ma tak zimową aurę, ale na pewno Małopolska. Raczej nie jest to powód do dumy, bo w poniedziałek powinniśmy lać się wodą a nie rzucać ścieżkami. Wszyscy bylibyśmy zadowoleni gdyby dziś był 24 grudnia, jednak nie jest. No cóż widocznie nie można mieć wszystkiego. Doskonałym podsumowaniem śnieżnej zamieci za oknem jest reakcja radia RMF FM - zaprosili św. Mikołaja pośmiali się, że dawno się nie widzieliśmy i puścili "Last Christmas" :) Tak więc wesołych, ciepłych i smacznych Świąt :)


Nasz powrót do rodziców - droga przez Lubomierz

Nic tylko założyć światełka :)

Pasowałoby bałwana ulepić :)

PS. Informacja dla tych, którzy narzekali 3 miesiące temu, że nie ma śniegu - następnym razem zastanówcie się o co proście bo los może nie wiedzieć o które święta wam chodzi :)

Wesołych Świąt

niedziela, 29 marca 2015

Zamek w Tenczynku

Zamek Tenczyn
Zamek w Tenczynku (Zamek Tenczyn), a raczej ruiny są fajnym miejscem na krótką wycieczkę, zwłaszcza, że to tylko pół godziny od Krakowa. Zamek położony jest w pięknym miejscu, gdzie naprawdę można odpocząć. Wczoraj pogoda nie była najlepsza na wycieczki, jednak udało się nam spędzić tam trochę czasu. Zamek niestety jest zamknięty ale można go obejść dookoła. W sumie to nie rozumiem dlaczego budowla z taką historią nie jest czynna. Zamek jest naprawdę duży i myślę, że gdyby go odrestaurować i przedstawić jego historię np. na jakiś planszach byłaby to naprawdę fajna atrakcją turystyczna, a tak, można tylko poczytać coś w internecie i popatrzeć przez dziury w murze.

Droga wzdłuż zamku
Widok na dziedziniec zamku przez dziurę w murze
Byliśmy trochę rozczarowani, że nie możemy wejść do środka, ale postanowiliśmy, że obejdziemy zamek dookoła i to był bardzo dobry pomysł bo spotkała nas miła niespodzianka. Poniżej to co zobaczyliśmy na ścianach murów:






Na całym obszarze Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej można spotkać wiele skamieniałych organizmów morskich, takich jak: małży, jeżowców, ślimaków, gąbek, belemitów i amonitów (dalekich kuzynów ośmiornic) żyjących przez dziesiątki milionów lat we wszystkich oceanach świata, wymarłych nagle wraz z dinozaurami. 

Naprawdę robią wrażenia :)