sobota, 28 lutego 2015

Dzień dobry Teneryfo

Jest luty, w Polsce leje, wieje, jest szaro i paskudnie a my od środy na Teneryfie. Przywitało nas bezchmurne niebo, codziennie jemy śniadanie na tarasie w krótkich spodenkach i ruszamy na podbój wyspy. Poniżej kilka zdjęć. Po powrocie dokładna relacja z pięknej wyspy.

piątek, 20 lutego 2015

Domowy przepis na peeling


Mam dwa bardzo fajne przepisy na domowy peeling i co najlepsze działają.

Kokosowy:
- 3 łyżki oleju kokosowego
- 2 łyżki wiórków kokosowych
- 1 łyżka cukru

Olejek kokosowy jest w postaci stałej, można go rozgrzać suszarką bądź włożyć pojemnik do ciepłej wody. Wszystkie składniki należy wymieszać, nanieść na mokre ciało i masować. Skóra jest super nawilżona i przyjemnie pachnie. Nie trzeba nakładać już balsamu. Ten peeling spokojnie można aplikować raz w tygodniu. To jest mój numer jeden.

Kawowy:
- 2 łyżki kawy mielonej (jeśli pijesz taką kawę mogą być fusy, ale nie są już tak aromatyczne)
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- odrobinę żelu pod prysznic

Tak jak poprzednio wszystko wymieszać i masować. Można założyć bawełniane rękawiczki i nimi masować skórę. Ciało gładkie jak pupa niemowlaka :)

Oba peelingi dobrze przygotują ciało na lato. Miłej zabawy :)

czwartek, 19 lutego 2015

Majorka nie tylko dla imprezowiczów

Majorka kojarzy się bardzo często z imprezami, z huczną zabawą i pijanymi Angolami. Jednak, jakby to Radek Kotarski z Polimatów powiedział: "nic bardziej mylnego". Majorka to przepiękna nieduża wyspa, gdzie naprawdę można wypocząć. Ja byłam pod koniec maja i uważam, że jest to doskonały moment. Jeszcze poza sezonem, więc tych słynnych imprez nie jest tak dużo, jest cicho i nie ma wszechogarniających tłumów. Wyspa jest na tyle mała, że spokojnie można wynająć samochód i zwiedzić ją całą. Dla mnie tydzień to mało, jednak w tym czasie zdążyłam pokochać tą wyspę.

Poniżej najważniejsze punkty, które trzeba zaliczyć będą na Majorce:

1. Far de Formentor - czyli półwysep Formentor znajdujący się na północy wyspy. Niesamowity widok na strome ściany wpadające do morza.

Na półwyspie Formentor
Zapierająca dech w piersiach droga na półwysep 

2. Deià - przepiękne miasteczko położone w górach w zachodniej części wyspy

Przepiękne miasteczko Deia - naprawdę warto tam być

3. Serra de Tramuntana - pasmo górskie na które trzeba poświęci prawdopodobnie kilkanaście dni by go dobrze poznać, ja liznęłam kawałeczek i było pięknie.

Droga do góry oraz widok z jednego ze szczytów

4. Wszystkie plaże i zatoczki - za krótko byłam by je oceniać (nie widziałam wszystkich), ale te na których byłam urzekają.

Piękne i puste plażę 
Zatoczki ze szmaragdową wodą

Ehh.... :)

Majorka ma jeszcze tysiące pięknych miejsc do odkrycia i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je zobaczyć. Polecam każdemu kto chcę naprawdę odpocząć i nacieszyć oczy pięknym widokiem.


sobota, 14 lutego 2015

Zostaniesz moją walentyną?

Generalnie nie obchodzimy walentynek, ale dzisiaj spędziliśmy bardzo przyjemny walentynkowy dzień. Uważam, że taki pomysł jest dużo lepszy niż kolacja, prezenty i kwiaty (choć kwiaty uwielbiam i uważam,że nadają się na każdą okazję). Ten piękny, słoneczny dzień spędziliśmy na nartach w Wierchomli. Warunki cudowne, pogoda przepiękną nawet ptaszki śpiewały. Oboje szczęśliwi i uśmiechnięci wróciliśmy do domu. Właśnie na tym polega to święto by uszczęśliwiać się nawzajem. Cieszyć się tym samym, wspólnie spędzać czas.
Życzę wszystkim tak samo udanych walentynek.

piątek, 13 lutego 2015

Nałogi

Według słownika nałóg to dysfunkcja woli przejawiająca się w nieustannym podejmowaniu szkodliwych, dla organizmu, działań, czyli na własne życzenie robisz sobie krzywdę. Mamy standardowe nałogi:
1. papierosy
2. alkohol
3. narkotyki
które są albo całkowicie zakazane albo dozwolone od pewnego wielu, jednak mówi się tylko o ich szkodliwym działaniu, więc są to książkowe nałogi.

Mamy też inne nałogi, które tylko w przypadku przedawkowania są szkodliwe, ale mimo to mogą tak samo uzależnić jak te wymiennie powyżej:
1. czekolada - to mój grzech, uwielbiam, wszelkiego rodzaju praliny, batoniki, w postaci płynnej, z dodatkami i bez :). Czekolada generalnie jest zdrowa, zwłaszcza gorzka, gdzie zawartość kakao wynosi 70%. Poprawia samopoczucie, w niewielki stopniu pomaga walczyć z rakiem, zawiera magnez, który usprawnia pracę mózgu, wzmacnia serce i zapobiega miażdżycy. A więc samo zdrowie, to czy jest sens mówić o nałogu czekoladowym :)
2. kawa - 90% społeczeństwa uzależniona jest od kawy. Ma ona kilka grzechów, jednak ma też dużo plusów - wspomaga odchudzanie (w wielu tabletkach i kremach odchudzających jest kofeina), poprawia koncentrację, pobudza, kawa ma właściwości bakteriobójcze (może pomóc przy próchnicy), jest moczopędna, więc chroni przed zapalaniem pęcherza. Nic tylko pić kawę, oczywiście z umiarem.
3. jedzenie - ogólnie rzecz biorąc umiłowanie do jedzenia, człowiek musi jeść, ale można jeść tylko dlatego, że trzeba lub dlatego, że lubi. Tutaj mamy mnóstwo plusów - pełno witamin i mikroelementów, ale w tym przypadku można bardzo szybko przeholować. Z tym nałogiem trzeba uważać i aktywnie uprawiać sport.
4. sport - samo zdrowie, wzmacnia serce i płuca, poprawia kondycję, uelastycznia skórę, odmładza, poprawia samopoczucie i pomaga się odstresować. Do tego sporty zespołowe wzmacniają kontakty międzyludzkie oraz poprawiają relację. Sport czasami jest lepszy niż garść tabletek.

Każdy ma jakąś dysfunkcję woli. Nawet gdy może być trochę szkodliwa myślę, że można sobie na nią, od czasu do czasu, pozwolić. Ja z mojej czekolady nigdy nie zrezygnuję.

czwartek, 12 lutego 2015

Coś ciekawego do domu

Już od jakiegoś czasu przeglądam różne strony dotyczące urządzenia domu. Trochę z ciekawości a trochę dlatego, że kiedyś chciałabym coś z tego wykorzystać. Ostatnio znalazłam kilka fajnych pomysłów. Oto one:

Trójkąty z filcu na ścianie zamiast standardowego kilimka 

Kontakt w szafce - w końcu bez kabli na wierzchu

Gdy jest mało miejsca - kanapa połączona z szafkami kuchennymi

Zamykana część łazienki z wanną i nie wszędzie musi być mokro

Jedni mają regał na książki inni regał na wino

Gdy pokój jest ciemny, można założyć płyty skupiające światło, które wpada wprost do pokoju 

By już nie nurkować w szafce w poszukiwaniu garnków

Lampy nie muszą być tylko standardowe

Z jednej łazienki zrobione trzy

Niby zwykłe miejsce, ale mój numer jeden! Kiedyś będę mieć takie miejsce z taką lampą :)


środa, 11 lutego 2015

Aleksander Doba - moje pierwsze spotkanie

W październiku 2014 r. odbyły się Travenalia organizowanych m.in. przez Koło Geografów UJ. Dwudniowa impera na, którą naprawdę warto poświęcić czas.  Zaprezentowano 29 prezentacji, mniej lub bardziej ciekawych, niemniej każdą warto było wysłuchać. Dla mnie kropką na i  był występ Aleksandra Doby, 68-letniego staruszka, który jako pierwszy człowiek przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki w wieku 64 lat. To już jest duże WOW dla niego jednak jeszcze większym WOW dla niego powinno być za jego CHARYZMĘ. Nie bez przyczyny napisałam charyzmę z dużych liter. O dobie słyszałam w 2011 r. gdy dopłynął do Ameryki. Wtedy pomyślałam "chłop zwariował, a przy okazji nie ma litości nad swoją żoną, która pewnie umierała ze strachu, ale szacunek dla niego, że mu się udało". Nie wywołało to we mnie większych emocji. Jednak występ na Travenaliach spowodował, że Doba stał się jednym z moich podróżniczych guru. Nie tylko za to co zrobił ale za to jaki jest.

Wyobraźcie sobie siwego staruszka, który bez ogródek opowiada w taki sposób jakby był Twoim największym przyjacielem. To była chyba najszczersza j najbardziej prawdziwa prezentacja jaką widziałam. Doba na kajaku był sam przez cały czas, jednak podzielił się z widownią każdym szczegółem wyprawy. Opowiadał o ludziach, z którymi pracował podczas budowy kajaka. Mówił o tym co mu się nie podobało, zaprezentował na podłodze auli jak wchodził i siedział w kajaku. Ten człowiek nie usiadł ani na chwilę cały czas chodził po sali by, machał rękami gdy o czymś opowiadał - wulkan energii. Tempo prezentacji dostosował do akcji o której opowiedział. Wspomniał także jak wyglądał jego powitanie w Ameryce pokazane przez media oraz jak było naprawdę. Jak go ustawiali do zdjęć, kiedy miał wpłynąć do portu, którą nogę na pierwsze postawić na lądzie. Jego prezentacja trwała chyba 45 minut ale mogła by trwać 5 razy dłużej i nikt by się nie znudził. Doba opowiadał tą historię pewnie już setki razy a dalej w jego głosie było czuć radość jakby ta wyprawa zdarzyła się wczoraj.

Życzę sobie i wszystkim by cieszyć się życiem tak jak Aleksander Doba.


PS. W 100 % zasługuje na tytuł  Podróżnika Roku 2015 National Geographic!

Kochane zwierzęta domowe - plusy i minusy

Kajtek
Zwierzęta domowe są kochane i każdy kto świadomie decyduje się na nie o tym wie.Wie też, że zwierzęta to obowiązek oraz w pewnym sensie ograniczenia i odpowiedzialność. Gdy byłam dzieckiem mieszkałam w dużym domu, więc mogłam sobie pozwolić na królika, 2 szczury, 3 chomiki oraz 3 psy. Każde zwierzątko miało należytą opiekę i kupę miłości całej mojej rodziny. Nawet gdy wyjeżdżałam rodzice zajmowali się pupilem. Najbardziej przypadły mi do gustu psy pewnie dlatego, że są najbardziej rozumne i przy tym bardzo wdzięczne. Ale nie powiem, chomiki może i głupiutkię ale w swej głupocie niesamowite :)
Gdy przeprowadziłam się do bloku zwierzęta zostały z rodzicami. Mieszkając już w Krakowie jednego roku dostałam na imieniny chomika (zdjęcie poniżej), byłam prze szczęśliwa. Podejrzewam, że chomik ten był jednym z największych chomiczych podróżników. Zabierałam go wszędzie, gdzie jechałam. Ale jak to chomik, szybko zdechł. Było mi strasznie przykro z resztą tak samo przykro jak w poprzednich przypadkach. Dla mnie chomik zdecydowanie za krótko żyje, człowiek się przyzwyczaja, zdąży go pokochać a on umiera. Ten zwierzak nie zostanie najlepszym przyjacielem człowieka, bo nie zdąży. Przekonałam się, też że bloki to nie miejsce dla psa, pewnie dlatego, że wiem jaką mają swobodę gdy mieszkają w domu z podwórkiem. Dotarło do mnie też jaki jest jeszcze jeden minus posiadania psiaka, bądź innego zwierzęcia - duże ograniczenie wyjazdowe. Staram się nie marnować żadnego weekendu, gdy jest okazja jadę gdzieś na dłużej, często to są podróże samolotem. I co ja bym zrobiła z psem? A z resztą po co pies gdy większość czasu musiałby przebywać u rodzimy i znajomych. Ci znajomi i rodzina mogliby się zbuntować i co oddać pasa na kilka dni do schroniska? Nie ma takiej opcji. Psy są niesamowitymi zwierzętami i towarzyszami. Z nimi człowiek nie czuje się tak bardzo samotny. Obecnie psa o imieniu Kajtek (ten u góry) mają moi rodzice i uwierzcie mi psa w domu traktuje się jak pełnoprawnego członka rodziny :)
Myszkieter

Myszkieter próbuje wyjść z klatki

Również Kajtek

Kajtek trochę starszy i Benek


poniedziałek, 9 lutego 2015

Rodzeństwo docenia się gdy każdy ma już swoje życie

Rodzeństwo to są ludzie na, których zawsze możesz liczyć. Tak przynajmniej powinno być jednak nie zawsze tak jest. Dzisiaj będzie tylko o przyjemnych aspektach posiadania rodzeństwa. W zależności od ilości dzieci w rodzinie relacje między rodzeństwem są trochę inne, również osobowości inaczej się kształtują. Mimo to można zaobserwować powtarzające się cechy charakteru, zarówno te dobre jak i te złe.

W rodzinie gdzie jest dwójka rodzeństwa zawsze wszystko jest na pół. Jest najstarszy i najmłodszy. Starszy musi być mądrzejszy, ale ma wszystko nowe, młodszemu zawsze wszystko ujdzie na sucho, jednak ma rzeczy po starszym. W przypadku tego rodzeństwa obydwoje wiedzą, że mają tylko siebie, oczywiście, kłótnie się zdarzają, są one krótkie lecz intensywne. Tutaj nie można sobie pozwolić na długi czas obrażania się. Intensywność kłótni zależy od płci rodzeństwa - dwie siostry kłócą się najczęściej i najgłośniej, umiarkowanie jest w przypadku brata i siostry, natomiast gdy jest dwóch braci, kłótnie są najmniej intensywne, ponieważ faceci radzą sobie w inny sposób. Gdy przychodzi do rozmów na temat ich wspólnych interesów jest im łatwiej, gdyż zdania są tylko dwa. Łatwiej o kompromis. Charakterami bardzo często się różnią, jak ogień i woda a jednak są w stanie rozmawiać i pomagać. Zwykle starszy radzi młodszemu a młodszy udaje, że słucha. Czy z tego coś wynosi, tego chyba nikt nie wie. Z drugiej strony młodszy stara się przypomnieć starszemu, że należy się też bawić.

W rodzinie gdzie jest trója rodzeństwa jest zdecydowanie inaczej, ponieważ jest najstarszy, najmłodszy i ten środkowy. Tutaj już nie ma podziału na pół z prostej przyczyny - nie da się. Oczywiście rozsądni rodzice uczą, że trzeba się dzielić jednak to nie jest proste gdy w domu jest troje dzieci a ma się tylko dwa cukierki. Gdy jest troje rodzeństwa każdy ma określone z góry "zadanie społeczne" - najstarszy musi dać przykład młodszym, opiekować się nimi i służyć dobrą radą (jest najstarszy, więc z definicji ma większe doświadczenie życiowe) - nie różni się bardzo od najstarszego w rodzeństwie gdzie jest dwójka, po prostu działa z dwojoną siłą. Najmłodszy (zawsze biedny bo ma rzeczy nie po jednej ale już po dwóch osobach) próbuje gonić najstarszego bo przecież nie może być na końcu. Z reguły jest to osoba, która chce wszystko na raz. I środkowy, zostawiłam go na końcu bo uważam, że środkowi pełnią ważną rolę w społeczeństwie. Środkowy z rodzeństwa zawsze chce pogodzić dwie strony, często najstarszego i najmłodszego. Nie wywołuje konfliktów, a raczej próbuje je załagodzić - trzyma równowagę. Również w tym rodzeństwie zdarzają się kłótnie, jednak mogą one trwać dłużej. Czasem jest dwa na jeden i ciężko dojść do porozumienia.

Od każdej reguły zdarzają się wyjątki, niemniej uważam, że w każdym (kto ma jedno lub dwoje rodzeństwa) jest trochę z tego co napisałam. Nie wiem jak jest w rodzinach wielodzietnych, ale jak się dowiem to o tym napiszę.

Warto docenić swoje rodzeństwo oraz pomyśleć o rodzeństwie dla swojego dziecka :)

niedziela, 8 lutego 2015

Sauna - zdrowie i uroda

Uwielbiam saunę, po prostu uwielbiam :)

W okresie jesienno-zimowym a czasem i wczesną wiosną jestem w saunie średnio raz w tygodniu. Jest to świetny relaks a przy okazji dbam o ciało i o zdrowie. Sprzedam wam kilka produktów, które uprzyjemnią pobyt w saunie oraz pozwolą jeszcze lepiej zadbać o ciało i zdrowie.

Po pierwsze - olejki eteryczne - wybieraj sauny, gdzie można używać olejków eterycznych, aromaterapia jest bardzo skuteczna i przy tym bardzo odprężająca. Ja używam Amolu ale doby jest też olejek eukaliptusowy, miętowy, sosnowy, jałowcowy lub mieszanki olejów na bazie wyżej wymienionych. Dzięki tej metodzie zrobisz przyjemność swojemu układowi oddechowemu.

Po drugie - sól - weź ze sobą do sauny dobrej jakości sól do kąpieli, najlepiej bardzo drobno pokruszoną, gdy ciało się rozgrzeje natrzyj go solą i pozostaw na ok 10 minut, takiego oczyszczenia nie da Ci żaden peeling, przyjemne mrowienie a potem wzmożona potliwość doskonale oczyszcza organizm z toksyn. Można nałożyć trochę na twarz nie dłużej niż na 3 minuty.

Po trzecie - maseczki - zarówno na twarz jak i włosy, dobrze wybierać maseczki które nie pachną albo mają słaby zapach (w saunie wszystko czuć z podwójną silą i możemy komuś uprzykrzyć pobyt). Włosy stają się miękkie i dzięki maseczce ochroni się, je przed gorącym powietrzem. W saunie maska wchłania się dwa razy bardziej niż normalnie ze względu na temperaturę i wilgotność jaka tam panuje.

Po czwarte - miód - dzisiaj go pierwszy raz wypróbowałam miód w saunie i szczerze mówiąc jest lepszy niż maseczka, świetnie się wchłania a skóra jest jak aksamit. Nałożyłam grubą warstwę i prawie wszystko się wchłonęło. Ma jeszcze dodatkowy plus - nie pachnie, więc nikomu w saunie nie będziesz przeszkadzać.

Zachęcam do odwiedzenia sauny, zwłaszcza teraz, kiedy jest zimno. Na prawdę relaksuje. W niektórych saunach jest też bala z zimną wodą. Byłam bardzo sceptyczna i długo się nie dałam namówić by spróbować, ale w końcu się przemogłam i... coś niesamowitego. Sam początek, czyli wchodzenie nie jest zbyt fajne bo woda jest lodowata, ale gdy się człowiek zanurzy serce zaczyna szybciej bić i powoli nie czujesz już tego zimna. Najlepsze jest na koniec, gdy wychodzisz czujesz przyjemne mrowienie na całym ciele i o razy chce się śmiać. Ja wytrzymuje w bali może minutę i wchodzę max 1-2 razy podczas jednego pobytu ale znam takich, którzy nie wyobrażają sobie saumy bez tej bali. Hartuje organizm i super działa na skórę.

Warto wszystkiego spróbować :)

sobota, 7 lutego 2015

5 powodów dlaczego warto czytać książki

Jest mnóstwo powodów dlaczego dobrze jest czytać książki jak np. to że rozwija wyobraźnię, poszerza słownictwo, poprawia pamięć itd. W szkole powtarzają, że każdy musi czytać książki i zmuszają do czytania lektur. I co z tego? Większość i tak nie czyta książek bo: są nudne, długie, nie mamy czasu lub wymyślają inne wymówki.

Ja mam 5 argumentów, które przemawiają za czytaniem książek:


1. Masz więcej tematów do rozmowy - wystarczy przeczytać 10 książek o różnej tematyce i zobaczysz, że w kilku rozmów wrócisz do nich. Dzięki książką możesz poczuć się mądrzejszy. Do książek, które często wracam w rozmowach to np.: opowiadanie o chorej dziewczynce, podróż Darwina, ucieczka więźniów przez Azję, kilka książek Paula Coelho i kilka książek podróżniczych.

2. Pozwala Ci odpocząć od własnych problemów bo zajmujesz się problemem bohatera - nie ma nic lepszego jak na chwilę oderwać się od problemów dnia codziennego przy dobrej książce, wciąga Cię tak, że zmieniasz miejsca, czas, ludzi, całe otoczenie i przez chwilę żyjesz tym czym bohater. Możesz się zając jego problemami co czasami powoduje, że udaje Ci się rozwiązać Twoje.


3. Możesz dużo dowiedzieć się o sobie - nigdy nie wiesz jaka książka wpadnie Ci w ręce, nigdy nie wiesz co tak naprawdę w niej przeczytasz i nigdy nie wiesz czy nie przeczytasz książki o sobie.



4. Może Cię pchnąć do przodu - mnie jedna książka pchnęła do działania, dość szalonego, ale wcale nie żałuje, była naprawdę fajnie, ale o tym wam jeszcze opowiem. Wiem, że nie tylko ja mam takie doświadczenia, znam osobę, która pod wpływem książki wybrała studia, inna po przeczytaniu kilku książek zapragnęła wielkiej podróży i jej się to udało. To trzeba przeżyć na własnej skórze.




5. Jest doskonała na nudę - wiem, że jest milion innych pomysłów na nudę, ale ten mam sprawdzony i dlatego z czystym sumieniem mogę wam go polecić.



Każdy książkowicz ma swoje powody by czytać książki, w sumie nie ważne jakie one są, ważne, że kogoś przekonały do czytania.

piątek, 6 lutego 2015

Manicure hybrydowy

Idąc pierwszy raz na manicure hybrydowy była trochę sceptyczna. Przecież lakier tak długo się nie utrzyma na paznokciach zwłaszcza, że moczę ręce bardzo często przy pracach domowych, na basenie czy przy codziennym myciu rąk. Byłam pewna, że jak będzie się trzymał tydzień to będzie super. Ale... bardzo się pomyliłam :) To naprawdę działa i spokojnie 4 tygodnie lakier wytrzymuje na paznokciach. To tego nie odpryskuje, pięknie się błyszczy i masz spokój na 3 - 4 tygodnie.

Moje paznokcie bardzo szybko rosną i na zdjęciu to widać jak się dobrze przyjrzycie, ale przy jasnym lakierze mi nie przeszkadza. Manicure zrobiłam 3 tygodnie temu i myślę, że spokojnie jeszcze tydzień mogę go mieć. Przy ciemnym lakierze zmywałam po 3 tygodniach bo bardzo mnie denerwował odrost. Miałam manicure hybrydowy już kilka razy (zawsze w inny salonie) i za każdym razem byłam zadowolona. Cały proces trwał od pół godziny do godziny w zależności od tego jak bardzo paznokcie są zaniedbane. Wiem, że przeraża też to, że trzeba potem iść i u kosmetyczni zmywać lakier, co wcale nie jest prawdą. Wystarczy kupić sobie w aptece aceton (jest szkodliwy dla paznokci ale u kosmetyczki robi się tak samo) wlać do miseczki, włożyć paznokcie, przykryć ręcznikiem i po 10 minutach usunąć lakier patyczkiem. Jest też drugi sposób - nasączyć acetonem watę, obłożyć każdy paznokieć i owinąć sreberkiem. Po 15 minutach usunąć lakier patyczkiem.

Dobrze jest po manicure hybrydowym zadbać o paznokcie, np. podgrzać oliwę z oliwek z kilkoma kroplami soku z cytryny i moczyć dłonie ok 15 minut. Resztę oliwy, która zostanie na rękach wsmarować. Bardzo fajnie odżywia.

Ja widzę jeden minus - jest niewiele kolorów lakieru, który można użyć przy manicure hybrydowym, więc tutaj z kolorami nie poszalejemy. Jednak nie zmienia to faktu, że warto :)

czwartek, 5 lutego 2015

Gdy planszowe wracają do łask


Pamiętacie gry planszowe z dzieciństwa, ja miała ich mnóstwo i uwielbiałam je. Fajna zabawa i wszyscy mogli grać razem. Dlatego bardzo się cieszę, że wróciły do łask. Znajomi pokazali mi grę Alias i chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest jedną z lepszych gier w które grałam. Świetna gdy znajomi przyjdą w odwiedzimy, gdy rozmowa się nie klei, dobra na każdą okazję i w każdym wieku.
Gra wygląda jak na zdjęciu obok i gra się parami. Polega na wyjaśnieniu graczom znaczenia słów za pomocą innych wyrazów, używając synonimów, antonimów i podpowiedzi. Są jeszcze pola premiowe (to te kolorowe na planszy). Zamiast kostki mamy ruletkę a czas liczy nam klepsydra. Są dodatkowo dwie karty "ściągawki" które ułatwiają liczenie punktów.


Pola czarne oznaczają środkową kupkę kart a numer na polu przypisany jest numerowi na karcie. W ciągu czasu, który odbierze klepsydra trzeba partnerowi opisać 6 słów, które znajdują się na karcie.


W grze są 4 pola premiowe: "znajdź właściwy rym" - trzeba zrymować ze słowem znajdującym się na karcie, "znasz tego Pana" - opisuje się znaną osobę (aktor, piosenkarz, malarz, piłkarz, itd.), która się znajduje na karcie, "A,D,C,D itd" - należy wymienić 20 rzeczowników na podana literę, "przedstaw się" - to są kalambury, jedna osoba z pary pokazuje, druga zgaduje. 

Od lewej:  "przedstaw się" i  "znajdź właściwy rym"

Od lewej: "znasz tego Pana" i "A,D,C,D itd" 

Jak dla mnie same plusy, zwłaszcza, że można dokupić kart jeśli już wszystko będziesz znać na pamięć. Moja rada - zmieniaj partnera do gry, wtedy jest ciekawiej.

Życzę udanej zabawy :)



W gruncie rzeczy kryzys w związku nie jest taki zły


Kryzys z definicji to moment rozstrzygający, punkt zwrotny lub okres przełomu czyli niekoniecznie coś złego. Większość z nas przeszła w życiu jakiś kryzys: w zawiązku, w pracy, kryzys zdrowotny, mniejszy lub większy ale każdy ma jakieś doświadczenia. Jeśli dopada Cię kryzys nie trzeba od razu się załamywać, ponieważ może on przynieść finalnie fajne rozwiązanie i w dłuższej perspektywie może się okazać, że całkiem dobrze na tym wyszliśmy. Podam wam przykład i dwa rozwiązania kryzysu:

W pięcioletnim związku nastąpił rzeczowy kryzys, w sumie to nie wiadomo było o co chodzi jednak, para nie mogła się dogadać. Cały czas wybuchały kłótnie, jedno drugiemu próbowało pokazać, że jest lepsze, mądrzejsze. Słowo "kompromis" zniknęło z ich słownika. Nagle nie mieli dla siebie czasu, ciągle coś było ważniejsze. Cała ta sytuacja trwała pół roku nim zorientowali się, że czas coś z tym zrobić. I usiedli do rozmowy.

ROZWIĄZANIE I
Każde z nich ostentacyjnie powiedziało o co mu chodzi a przy okazji wyśmiało pretensje drugiej strony. Facet zaproponował, że się wyprowadzi o czym dziewczyna też myślała, więc się zgodziła. Nie chcieli się rozstać ale mieszkać osobno. Pomysł był taki, że odpoczną od siebie, nabiorą dystansu, zatęsknią i jak wszystko wróci do normy to znowu ze sobą zamieszkają.

ROZWIĄZANIE II
Każde z nich ostentacyjnie powiedziało o co mu chodzi a przy okazji wyśmiało pretensje drugiej strony. Facet zaproponował, że się wyprowadzi jedna dziewczyna stwierdziła, że to nie ma sensu. Jeśli się wyprowadzi wtedy część powodów ich kłótni sama się rozwiąże, a gdy się znów wprowadzi wrócą z powrotem. Z resztą była by to ucieczka od problemów. Postawiła ultimatów albo się wyprowadza i kończą związek, albo zostaje i ustalają plan naprawszy. Może się uda może nie. I został.

Oba rozwiązania mogły uratować związek ale również oba mogły go zakończyć. Ale czy zakończenie związku jest też taką tragedią? A może będzie to wspaniały krok do przodu? Myślę, że bardzo często tak właśnie jest. Po co marnować czas z osobą, z którą się męczysz, tylko ze względu na to, że kilka lat byliście razem. Przecież przed Tobą jeszcze kilkadziesiąt lat.

Opowiadanie to jest połączeniem historii dwóch par. Para z ROZWIĄZANIA I się rozstała, natomiast para z ROZWIĄZANIA II wzięła ślub. Wszystkie 4 osoby z tej historii nie żałują swojego wyboru. Na początku parze, która się rozstała było ciężko, jednak z perspektywy czasu uważa, że to była najlepsza decyzja - po co trwać w czymś co i tak by się nie udało.

Miłość nie trzyma się na łańcuch i patrz czy przypadkiem się nie urwała, miłość idzie obok Ciebie trzymając Cię za rękę.

środa, 4 lutego 2015

Kac książkowy - czy jest coś takiego?



Dzisiaj przeczytałam takie zdanie: 

"Niemożliwość rozpoczęcia nowej książki, ponieważ jeszcze nie opuściło się świata z poprzedniej" 

I jakoś nie zgadzam z tym. Jeśli jest dobra książka czytam ją w dwa dni (jak nie nie mam czasu to w trzy) potem dyskutuje o tej książce i zabieram się za następną. Jeśli książka jest nudnawa czytam czasami dwie równolegle by się całkiem nie zniechęcić. Zdarzyło mi się, że nie zabrałam ze sobą książki w podróż a ktoś z moich towarzyszy miał jakąś, więc nic nie przeszkadzało mi by zacząć inną i skończyć przed powrotem do domu. Miałam też taki przypadek, że musiałam przerwać czytanie pewnej książki, ponieważ emocjonalnie nie dałam rady. Wzbudzała we mnie tak negatywne emocję, że bałam się żeby jej nie zniszczyć ze złości, co nie zmienia faktu, że jest jedną z moich ulubionych książek i w końcu ją przeczytałam. O niej jeszcze kiedyś opowiem. Wyznacznikiem dobrej książki nie jest to, że nie możesz przez nią zabrać się za inną książę, ale jest to, że żywo o niej dyskutujesz i chętnie do niej wracasz. 

Kiedyś Johan Wolfgang Goethe powiedział:
"Kiedy pierwszy raz czytam dobrą książkę, doświadczam uczucia, jakbym zyskał nowego przyjaciela". 
A jak wiadomo przyjaciel nie ogranicza Ci czasu i pozwala rozmawiać z innymi ludźmi.

Warto czytać, warto poświęcać dużo czasu książce, warto zawsze zabierać ją ze sobą, warto czytać książki z różnych gatunków, ponieważ każda w inny sposób rozwija Twoją wyobraźnie i pokazuje świat w inny sposób. Pomaga Ci uczyć się dedukcji, inaczej patrzyć na świat i być bardziej tolerancyjnym. Uważam, że szkoda czasu na zbyt długie kontemplowanie jednej książki, ponieważ całe tony czekają na przeczytanie i nigdy nie wiesz czy nie przeczytasz jeszcze lepszej.

wtorek, 3 lutego 2015

Poważny czy zabawny?

Dzisiaj jeszcze jedna kwestia - mężczyźni :)
Ostatnio zastanawiałam się jaki facet jest lepszy z natury zabawny czy poważny. Zrobiłam listę plusów i minusów i co mi wyszło:

ZABAWNY
Plusy:
gdy masz zły humor szybko Ci go poprawi,
jest duszą towarzystwa, więc często was zapraszają,
umie uratować szybkim żartem, gdy zrobiłaś jakąś gafę,
potrafi umilić nawet zwykły, szary dzień,

Minusy:
ciężko z nim porozmawiać na poważny temat, bo wszystko obraca w żart,
nigdy nie wiesz kiedy mówi prawdę, a kiedy żartuje,
czasem masz już serdecznie dość, a on dalej stroi pawiana,

POWAŻNY
Plusy:
umie zachować się w każdej sytuacji, nie błaznując,
zawsze możesz z nim porozmawiać na każdy temat,
możesz go wszędzie wysłać nie martwiąc się, że przyniesie Ci wstyd,
nie wkurza Cię głupimi żartami,

Minusy:
to z reguły nudziarz,
raczej nie lubi imprez,
racjonalnie Cię pociesza, co jest głupie,

Jednak po spisaniu tego wszystkiego stwierdzam, że dla mnie wady mogą być dla kogoś zaletami i na odwrót. Dodatkowo nie każdy zabawny facet musi być głupi, a nie każdy poważny musi być mądry.

Ja wybrałam tego zabawnego :)

PS. Poniżej dowód:
Kilka dni temu mój mężczyzna w taki oto sposób próbował mnie przekonać o słuszności noszenia brody: